<< Poprzedni | Strona tytułowa | Następny >>

Van der Graaf Generator

My Room (Waiting For Wonderland)

Jeśli jeszcze nie znacie zespołu Van der Graaf Generator i twórczości Petera Hammilla to naprawdę warto się nią zainteresować. Poniżej dosyć swobodne tłumaczenie utworu My Room (Waiting For Wonderland) z płyty Still Life z 1976 roku.

Gdy szukałem diamentów w kopalni siarki,
pochylony pod zgniłymi belkami,
oczekiwałem na coś, wypatrywałem znaku,
tego nie zapomnę.

Gdy zagubiony w labiryncie przyszłości,
śledziłem własne kroki, wszystkie błędne,
ufałem we wszystko, modliłem się aby przetrwać,
tego się nie pozbędę.

Czekam przed drzwiami, zdumiony
kiedy przychodzisz i dajesz ciepło;
modlę się całą noc, w nadziei
aby światło przetrwało burzę,
która mnie uwięziła:
bezradnego potwora morskiego na mieliźnie,
w szaleńczej ekstazie oczekiwania,
tęsknię, choć wiem, że zanurkuję po raz ostatni
kiedy tylko przyjdzie przypływ, będę gotów.

Moje płuca rozrywa ból: "Jak
możesz pozwolić bym tutaj umarł?
Zamarzam w tym chłodnym miejscu
bez uśmiechu przyjacielskiej twarzy, do widzienia -
dlaczego mi to zrobiłeś?"

Dlaczego mi to zrobiłeś?
Marzenia, nadzieje i obietnice,
fragmenty poza czasem,
wszystko to zostało wypowiedziane...
Ale ciągle nie rozumiesz co czuję,
kiedy widzę nieuchronny ich koniec.

28 edycja Rawa Blues Festival

Katowice, Spodek, 4 października 2008

Sopot, Opole, a może Eurowizja? Niczego więcej w życiu nie widziałeś, nie widziałaś? Festiwalowa muzyka, którą serwują stacje TV nie podoba Ci się? No chyba żartujesz?

Od rana, na małej scenie, która znajduje się w holu Spodka, prezentują się zespoły. W tym roku wystąpili: Bang Bong! Blues, Blues Maszyna, Jazz Sphere, Jąkpa Blues Band, Joanna Pilarska, Siódma W Nocy, The Jet-Sons, Wielebny Blues Band. Każdy ma do dyspozycji 20 minut i gra kilka utworów. Na koniec publiczność głosuje - kogo chce zobaczyć jeszcze raz, tym razem już na dużej scenie, podczas właściwego festiwalowego koncertu w głównej hali Spodka. W tym roku tego zaszczytu dostąpił zespół Siódma W Nocy, który zebrał ponad połowę głosów. Ta śląska (początki ma w Krakowie) grupa drugi raz już wygrała ten konkurs (poprzednio w 2006 roku) i trzeba przyznać, że zasłużenie. Kompozycje, brzmienie i charyzma frontmena Kajetana Drozda (czy tak mógł prezentować się młody Nalepa?) bardzo dobrze rokują im na przyszłość. Z pozostałych wykonawców do gustu przypadli mi jeszcze "The Jet-Sons" (trio grające rockabilly) oraz akustyczny występ Joanny Pilarskiej z zespołem.

Jak leci Eurowizja to zmieniasz kanał? Uważasz, że gwiazdy, które tam występują są sztuczne? To jest już "cyrk", a nie muzyka? Eee, naprawdę?

Koncert na dużej scenie solidnie rozpoczęła trójmiejska (dokładnie związani są z klubem "Daily Blues" w Sopocie) grupa 3 Ptaszki. Zaskakujący był występ zespołu Puste Biuro z Cieszyna, który z czterema wokalistkami mocno nawiązał do stylistyki soul, wykonując m.in. jeden ze standardów Arethy Franklin. Marek "Makaron" Trio (laureat Rawy Blues 2007) zaprezentowali "deltowy" blues śpiewany po śląsku. To jest właśnie sedno tej muzyki. Gdy blues nosi piętno ziemi, z której muzyk wyrasta, gdzie się wychował. Po śląsku śpiewa także Adama Kulisz, który pojawił się na scenie jako Kulisz Trio (w składzie znany m.in. z Dżemu perkusista Michał Giercuszkiewicz). Po wielu latach wytrwałego grania na małej scenie zespół Teksasy z Lublina został zaproszony przez organizatorów na dużą scenę. Na zakończenie swojego występu zagrali utwór Tadeusza Nalepy i zespołu Breakout - "Pomaluj moje sny" (nie spodobała mi się jednak ta wersja, dziwna, dosyć "toporna"). No i powoli na scenę wkraczały już festiwalowe gwiazdy.

Schau Pau Acoustic Blues, czyli Bogdan Szweda i Arek Bleszyński, na Rawie występował już wielokrotnie. Wspaniałe akustyczne brzmienie gitar i do tego skrzypce (Jan Gałach). Świetny moment festiwalu - ich wykonania utworów Johna Lee Hookera znakomite.

The California Honeydrops - pierwszy gość z zagranicy i dla mnie największe odkrycie tej Rawy. Lech Wierzynski (gitara, trąbka, wokal) ma polskie korzenie (pierwszy raz w naszym kraju), rodzinę w Katowicach. Oprócz niego w zespole występują Nansamba Ssensalo i Ben Malament (obaj grali, na zmianę, na perkusji i na specyficznym instrumencie basowym "Tub Bass" - po prostu wiadro/kubeł, kij i... struna) oraz Chris Burns (fortepian). Sięgają do muzycznych korzeni południa Ameryki. Zaprezentowali znakomitą mieszankę bluesa, gospel i soul. Ich album "Soul Tub" ukaże się w listopadzie 2008 roku.

Po przerwie na scenie pojawił się Irek Dudek i Shakin' Dudi (w tym roku ukazał się ich nowy album "Złota Płyta - ciąg dalszy") Publika bawiła się znakomicie. Swoją drogą ciekawe ile młodych osób (choć ja też nie zaliczam się do tych, którzy bardzo dobrze pamiętają poprzedni ustrój) wiedziało o co chodzi tekście piosenki zagranej na bis - "Za 10 minut 13-ta"? W czasie festiwalu miała miejsce premiera książki Marcina Babki "Ziuta Blues", której bohaterem jest Irek Dudek. Jej fragmenty w czasie festiwalu przytaczał odwieczny konferansjer Rawy - Jan Chojnacki.

Z Austin w Teksasie na Rawę przyjechał Seth Walker. Bardzo skromny, zaczął bardzo spokojnie, ale swoją mistrzowską grą na gitarze i swingującym głosem udało mu się "kupić" polską widownię. Po nim na scenie pojawił się Samuel James. Sam, z gitarą akustyczną. Naprawdę warto było podejść jak najbliżej sceny, aby z bliska zobaczyć i poczuć grę tego wirtuoza techniki fingerstyle i slide. Na zakończenie Rawy wystąpiła gitarzystka Debbie Davies (w znakomitej formie był klawiszowiec jej zespołu). Koncert zakończył się gościnnym występem Irka Dudka i bisem Debbie przed północą.

W telewizji, czy w radio nie ma już dobrej muzyki? Wszystko przez komercję? Nawet na MTV nie ma już fajnych teledysków? Co, jakie gołe baby?

Niestety w tym roku Rawa nie była nagrywana przez telewizję. Krótką, kilkuminutową relację zobaczyłem w głównym wydaniu wiadomości TVP. Warto więc samemu pojawić się w Spodku, tym bardziej, że ceny biletów są bardzo niskie. W zamian otrzymujemy prawie 12. godzin muzyki, granej przez autentycznych wykonawców, bez elektroniki, komputerów i półplaybacków. A jak nam będzie mało to po zakończeniu Rawy można jeszcze wpaść do katowickich klubów na jam sessions i słuchać bluesa do białego rana.

Wykrzywiona twarz Karmazynowego Krola

Oby tylko zaczął się śmiać...

"In the Court of the Crimson King" zespołu King Crimson to przełomowe dzieło. Jeśli słuchasz nowych "progresywnych" zespołów rockowych to wiedz, że ta płyta jest dla nich jak Biblia. Nawet jeżeli do tego się nie przyznają, gdzieś tam w podświadomości tworzą pod wpływem tej muzyki z 1969 roku.

Ilustracja na okładce (autor - Barry Godber) przeszła do historii popkultury i na pewno już ją kiedyś widziałeś. Wykrzywiona twarz, spogląda na coś przerażającego i krzyczy. Tak wiele mówi o muzyce i o przesłaniu jakie niesie pierwsza płyta King Crimson.

Osobiście sięgam po nią tylko w ważnych, szczególnych momentach. Album "buduje" bowiem zawsze specyficzną atmosferę. W dużej mierze jest to zasługa melotronu, instrumentu, którego nie używa się już w dzisiejszych czasach (w latach 80-tych został wyparty przez syntezatory imitujące to brzmienie). Ogromne znaczenie mają także poetyckie teksty Petera Sinfielda.

Chaos będzie moim epitafium
Gdy pełznę wyboistą i zawiłą ścieżką
Jeśli powiedzie się nam, usiądziemy
I zaczniemy się śmiać
Lecz obawiam się, że jutro będę płakał
Tak, obawiam się, że jutro będę płakał

(zobacz pełny tekst "Epitaph")

I dalej: "Yes, I fear tomorrow I'll be crying" - powtarza Greg Lake. Powracamy do wykrzywionej twarzy z okładki. Czy ten człowiek zobaczył swój koniec? Zobaczył to co nastąpi potem? Oby tylko zaczął się śmiać. Oby...

1. 21st Century Schizoid Man
* Mirrors
2. I Talk to the Wind
3. Epitaph
* March for No Reason
* Tomorrow and Tomorrow
4. Moonchild
* The Dream and the Illusion
5. The Court of the Crimson King
* The Return of the Fire Witch
* The Dance of the Puppets

Robert Fripp - gitara
Ian McDonald - flet, klarnet, saksofon, klawisze, melotron, wokale
Greg Lake - gitara basowa, wokal
Michael Giles - instrumenty perkusyjne, wokale